.symbioza zastygła.
przez lata pleciona
z pietyzmem karmiona
przez smutki, radości
ułudę stałości,
sen o codzienności:
wspólnej powszedniości
po czasy wsze
– taka karma, że –
w tym okoliczności splocie,
zaborczym oplocie
trwa tango wirujące
w wspołroszczeń stukocie
– no więc, jak –
więź to, albo sieć?
i jak wśród niej trwać?
zostać czy rwać?
i kimże w niej – kto?
ofiarą? a darem?
miłością? koszmarem?
czy movens spiritus
owego plecienia
ze światła
zaplata
czy jednak spod cienia?
ech w stanie tym – trwaj?
ja daję, ty daj?
jak będzie? win-win?
carte blanche
no i klin
na karcie zaszłych win?
– w butli przyjazny dżin –
więc nie wiadomo już
czy dobrze to, czy nie?
w porządku, albo źle?
w punkt, w konkret
taki jakiś
by pazur
wbiło się
– ponieważ –
przy wadze swych doświadczeń
problemem jest oświadczyć:
czy balans w osiągnięciach?
czy balast i napięcia?
symbioza
neuroza
dezoksyryboza
tak więc, czy uda się inaczej?
albo, czy “warto” raczej?
gdy stan tak zasklepiony
że tylko w obie strony?
akcja – reakcja
– no i pamiętajmy, że –
w gwiazdozbiorze
bliskich iskier
w gromadzie
ciepłych istnień
niby konstelacja mała
a tyle, tyle dała…
ta gasła, ta błyskała
wciąż zmienna układanka
pomiędzy wszechprzestrzenią
oraz długością plancka
– no i iskiereczka mruga –
implozja, eksplozja
wciąż trwa i wciąż się miele
wśród zmian i fal, podmuchów
tak w głowie jak i ciele
wciąż tworzą się niezłomnie
kart kronik
akwarele
– a na nich –
supernowe równania
błyskotliwe działania
kreatywne mnożenia
sprawne dodawania
chętne podzielenia
moc potęgowania
zdumiewające stany
w kwantowym splątaniu
w niczym nie ujmując
oprocentowaniu
– więc jak? –