.nie nalegam - Eleanor Catton: "wszystko co lśni" | i don't insist: Eleanor Catton: "the luminaries".
oklaskiwana (co podkreślane zwłaszcza w promocji) pozycja “wszystko co lśni” zdecydowanie więcej obiecuje niż daje. po fizycznej objętości takiego aż kalibru (ponad 900 stron), spodziewać się można przede wszystkim epickości, tu równoznacznej z rozmachem czasu lub bogactwem wydarzeń. tymczasem otrzymujemy dość kameralną opowieść kryminalną, której realna akcja rozgrywa się na przestrzeni jakichś dwóch miesięcy (przy czym o tym, że np. minął miesiąc dowiadujemy się ze zdania na zdanie), a intrygę posuwają do przodu nie wydarzenia – lecz rozmowy pomiędzy kilkunastoma bohaterami powieści, z których co któryś to “chlapnie” komuś innemu nowy wątek raz na kilkadziesiąt stron. dzięki osadzeniu akcji w ciekawych czasach i miejscu – druga połowa XIX wieku, nowa zelandia podczas gorączki złota – książkę czyta się nie najgorzej, niemniej jednak dysonans pomiędzy a obietnicą a prawdziwą ofertą tytułu smętnie rozbrzmiewa po zakończeniu lektury.
acclaimed (what is especially pointed at the promotion) position “the luminaries”, is definitely promising much more than offering. taking under the consideration the physical volume of the book (over 900 pages), there is an wide epic expected, meant as equivalent to the grand scale of time or abundance of events. instead, we get quite intimate criminal story with the plot that takes place on the timeline of about two months (while we also get knowledge about passing a month in just two following sentences). the intrique is forwarded mainly by discussions between dozen protagonists, who are talking between each other, and babbles a new secrets out one time per several dozen pages. thanks to placing the story in the interesting times and place – second half of ninieteenth century, gold rush, new zealand – the book is quite good readable, but after all – the dissonance between the promise and true offer of the book sounds gloomy, long yet after finishing of the reading.