.takie coś, konkursowo - okołosmartfonowo.
heloł łorld – witam go dziś inaczej – to znów ja, ale dziś… dziś nic nie będzie już takie samo. enaf i basta – z chropowatością, rysowatością, już nie trzeszcząco-niedowidząco-piskliwie, nie, to nie ten czas. od dziś ma być płynniej i ładniej, jaśniej i barwniej, prędzej i gładziej…
bo w tej dekadzie rządzą ‘tam dam’ zamiast ‘drryyńń drryyńń’, poranne ‘triol, triol’ zamiast ‘błiii’ , ‘błiii’ i ciche gesty ‘musk musk’ zamiast ‘łup łup’ co w takcie wokaliz ‘skrzyp skrzyp’ i ‘trzask trzask’. no i empatia maszyn co dba, żeby za ‘łoj! baam!’ zamiast ‘ups! łeee!’ wyrzucać ‘eh heh’ a po ‘plusk plusk’ najwyżej ‘uff ufff’. siostro grawitacjo, no już, już, godzimy się.
sygnały fale, przyjazne chmury gdzieś tam nade mną – są, są tam wszędzie – protony miony wolne elektrony – wiem, bo je łowię, a dowód gdy słyszę ‘tuu-tuuu’ zamiast ‘pik-pik’. o tak – nie dość że sieć wielka i niezmierzona, to i na wyciągnięcie ręki. więc zamiast ‘hrrp… hrrp…’ słyszę głos jej, jak też i smak słów tych: ‘no hej’…
to robię ‘pstryk pstryk’, oglądam w słońcu, widzę klarownie, już nie ‘blik-blik’ więc wrzucam to ‘źiuu źiuu’ na net i od razu mam ‘łan łan’ albo ‘lajk lajk’ a na moim biofejsie błąka się ‘smajl smajl’. cóż – mruczę – eviva l’arte, a choćby i pop, takie stulecie. cieszyć czy smucić się? końcem historii czy końcem człowieka? ktoś wie?
wracam do siebie, bo dom to dom, na swój azymut w nawi wrzucam kurs, obłoki mi niestraszne już – choć gwiezdny szlak w mroku, inny mam sekstans, busolę i wóz, dam radę szybko a wiedząc i: z wiatrem czy pod wiatr.
cel osiągnięty, jestem więc, z plonem dnia w elektronicznym, submagicznym bloczku czerni w dłoni, jeszcze tylko ‘tap tap’ no i już ‘fruu… fruu…’ fotowideo pakiety żwawo przez wifi po deelena zasuwają do brawji a jej ekran eksploduje feerią barw błyszcząc treścią i wywołując wśród naszych pań i ziomków ‘hi hi’ i ‘ha ha’…
‘ou łał’ myślę później, co za dzień, podziało się oooj działo się, subiektywizm to czasu czy dłuższa doba? – równonoc dziś się chyba skończyła, a balans czasoprzestrzeni – wyraźnie ciąży w stronę mnie.
i co, łorld? – rzucam – widzisz to? ha! i oto jestem nowy ja! bystrzejszy, szybszy i bardziej smart. po dżiesemie cztery gie, beloł mgnienia oka i ołwer ajpi, asynchroniczny, polifoniczny, zintegrowany z japońskim czwórgłowym zet-turbosmokiem. niestraszne mi lagi i dysfunkcje, jestem tu, świecie, w ciągłej gotowości, pełnej konektywności – wiem o tobie co się da, słyszę cię i tworzę cię, dzielę cię i dzielę się, xperimentuję, kompiluję i ślę – bo to moja kolej, moja kolej! – słuchaj i patrz…